Wiem, wiem, naobiecywałem nowych notek i nie dotrzymałem słowa. Cóż, zrobiłem sobie wakacje od różnych aktywności, w tym od bloga. W każdym razie czekających i zainteresowanych informuję, że następny opublikowany wywiad będzie z
Krzysztofem Riebandtem, twórcą bardzo dobrych w mojej ocenie łuków i chyba nieco mniej znanym - a szkoda!
Natomiast dzisiaj chciałem pokrótce napisać w kontekście łuczniczym o zlotach związanych z fantastyką, na których byłem w tym roku - tak się akurat składa, że wszystkie dotyczyły twórczości Tolkiena.
Tolk-folk jest tygodniową imprezą organizowaną w połowie lipca, w okolicach Bielawy. Główną atrakcją TFu jest organizowanie inscenizacji wybranej bitwy, opisanej w książkach Tolkiena i wystawianej dla mieszkańców Bielawy lub organizowanie festynu. Raz na dwa lata mamy bitwę, raz na dwa festyn. Na każdym Tolkfolku odbywa się też wesoły przemarsz w "fantastycznych" strojach ulicami miasta. Tolkfolk jest konwentem o raczej luźnym programie - głównymi atrakcjami w mojej ocenie jest leżenie na kocyku i śpiewanie przy ognisku. Warto dodać, że jest to też bardzo przyjazne miejsce dla nowych konwentowiczów i dobre miejsce by przyjechać z całą rodziną (łącznie ze zwierzętami).
Od strony łuczniczej na TFie zawsze jest organizowane stanowisko do strzelania, dostępne przez cały konwent dla wszystkich chętnych. Pod koniec konwentu jest zwykle organizowany turniej łuczniczy nakierowany na osoby raczej początkujące i bez swoich łuków. Turnieje bywają bardzo proste ("masz jeden strzał, traf w rysunek ze smokiem, wygrywa osoba będąca najbliżej") albo bardzo ciekawe (skomplikowane gry z fabułą, np "bronicie gród przed atakiem smoka, każdy z członków drużyny ma określoną ilość punktów życia, w każdej rundzie musicie trafiać w określone punkty na planszy ze smokiem by nie odbierał waszych punktów życia i nie eliminował was z gry") i zwykle zwycięzca może wygrać atrakcyjne nagrody - kilka lat temu wygrałem w ten sposób łuk "Diana", kołczan i 3 strzały :-) Obecnie już tak drogich nagród nie ma, ale i tak są bardzo fajne...
 |
Strzelanie do smoka na Tolk-Folku. Smok jest pomarańczowy. |
Fornost jest również tygodniowym konwentem, organizowanym na przełomie lipca i sierpnia w południowej Polsce - miejsce konwentu z roku na rok się zmienia, był już organizowany w Żegiestowie, Przemyślu, Starym Sączu, Nowym Targu... Fornost jest konwentem nastawionym głównie na larpy, gry terenowe i konkursy. Organizatorzy konwentu dokładają dużych starań by ciepło przyjąć nowych uczestników - są dla nich organizowane wprowadzające i integrujące punkty programy, ale też sama atmosfera miejsca i przyjaźni ludzie sprawiają, że na Fornost można bez obaw przyjechać po raz pierwszy :) Poza tym konwent jest utrzymany w klimacie luźnym i imprezowym - codzienne ogniska zwykle przeciągają się do świtu, zawsze jest dużo wygłupów, śmiechu i dobrej zabawy :)
Od strony łuczniczej Fornost ma zwykle jeden turniej łuczniczy, który jest zazwyczaj skomplikowaną grą z fabułą. W tym roku był to pojedynek między 3 osobowymi drużynami w systemie pucharowym. Wszyscy członkowie obu drużyn wieszali na dużej tarczy okrągłe tarczki podpisane swoim imieniem. Członkowie drużyn pojedynczo oddawali strzały do tarczek eliminując w ten sposób zespoły przeciwników - gra była bardzo emocjonująca, chociaż zbyt długa.
Na organizowanych na konwencie grach terenowych i larpach (czyli grach terenowych ze skomplikowaną fabułą, kostiumami i odgrywaniem określonych ról) zwykle można wystąpić jako łucznik. Na konwencie dopuszczane są łuki o naciągu do 12kg i pacyny fabryczne - samoróbki są zakazane. Mechanika gier zmienia się, ale zwykle do wyeliminowania przeciwnika potrzebujemy od 1 do 4 celnych strzałów, z mocno lobbowaną wersją "2" :) .
Na konwencie zwykle jest organizowany też turniej walki w parach, Battleground, na którym uczestnicy walczą przy pomocy różnej broni lateksowej. Można również wystąpić jako łucznik, co jak okazuje się bywa bardzo skuteczne (w ostatnich kilku latach wygrywa zwykle para z łucznikiem). Kolejną atrakcją łuczniczą jest "Bitwa o Fornost", czyli gra terenowa zbliżona do "capture the flag". Zwykle jest to gra "do jednego trafienia bronią", dlatego też celny łucznik jest w niej bardzo skuteczny.
Na konwencie przez cały czas jego trwania jest dostępny cel łuczniczy, zazwyczaj też ma ktoś do wypożyczenia łuki i strzały, więc można poćwiczyć.

Ostatnią imprezą na której byłem jest
Arda, organizowana w połowie Sierpnia - na tym weekendowym byłem zlocie po raz pierwszy. Główną atrakcją Ardy jest dwudniowa gra główna w klimacie Śródziemia (na której bardzo dobrze bawiłem się!) oraz dzień z przeróżnymi konkursami. Poza tym odniosłem wrażenie, że Arda jest nakierowana raczej na spokojne spędzanie czasu, śpiewanie przy ognisku klimatycznych i podniosłych piosenek w klimatach tolkienistycznych. Jest to też dobre miejsce dla osób, lubiących chodzić w kostiumie przez cały dzień i po uszy zanurzyć się w książkowym świecie. Dodam w tym miejscu, że odczułem, iż spora część stałych uczestników krzywo patrzy na wszelkie odstępstwa od tego tradycyjnego modelu (zaśpiewanie przy ognisku współczesnej piosenki wiązało się z zatykaniem uszu i wrogimi spojrzeniami - serio! :) ). Zdziwiło mnie też to, że jako pierwszoroczniacy poznaliśmy ten zlot jako mało przyjazne dla nas miejsce, z podziałem na zabetonowane towarzystwo stałych bywalców i całą resztę. Koniec końców całkiem dobrze się bawiłem w towarzystwie spotkanych znajomych i innych świeżaków, ale może przytoczę nasz pierwszy dialog z konwentem:
- cześć, jesteśmy tu nowi, właśnie przyjechaliśmy i miło was poznać.
- aha, fajnie, ale jedźcie już sobie.
:-)))
Jest to oczywiście tylko jedna taka sytuacja i wypowiedź jednej osoby, ale jednak fajnie obrazuje całokształt. Czyli na Ardę, dla bezpieczeństwa, radzę wybrać się w towarzystwie dobrych znajomych :-)
Od strony łuczniczej Arda nie jest zbyt atrakcyjna dla uczestników. Na grze typu larp można wystąpić jako łucznik z łukiem do 12 kg i z dowolnymi pacynami (też samoróbkami). Niestety w obecnej mechanice gry łucznik, by wyeliminować wojownika, musi oddać 4-5 celnych strzałów (by wyeliminować nieuzbrojonego 1-2 strzały). Jest to sytuacja w której łucznicy są w grze raczej mało użyteczni i wszystkie konflikty opierają się raczej o ostrza mieczów.
Na Ardzie był też zorganizowany turniej łuczniczy i przy całej mojej sympatii do organizatorów, muszę stwierdzić, że był zorganizowany bardzo nieudolnie. Zacznijmy od tego, że organizatorzy nie mieli przygotowanego stojaka pod tarczę i nie umieli za bardzo go zrobić z dostępnego w lesie drewna. Nie mieli też przygotowanej żadnej tarczy, w związku z czym ostatecznie efekt strzelania był mierzony przy pomocy metra krawieckiego - nie powiem, miało to swój urok :-) Cały konkurs polegał na oddaniu czterech strzałów do tarczy, z czego liczyły się dwa najlepsze, z dość dużej odległości. Ciągnął się przez wiele godzin dlatego, że sporo czasu traciliśmy na szukanie w leśnym runie chybionych strzał.
Podczas trwania konwentu nie było możliwości trenowania przy stanowisku łuczniczym (zresztą stojak pod tarczę powstał dopiero w ostatnim dniu :-) ).
 |
Rynn i Gandi na konwencie Arda |
A na koniec ciekawostka. W jednej z poprzednich notek pt. "
Bezpieczne strzały", pisałem o łucznictwie na larpach i podkreślałem, że dobrym pomysłem jest używanie wyłącznie fabrycznych pacyn. Moje stanowisko mogę poprzeć ciekawą i trochę straszną przygodą.
Na tegorocznym Tolkfolku, podczas trenowania strzelania do tarczy zauważyłem, że jeden z konwentowiczów ma pacynę-samoróbkę. Zagadnąłem, czy nie mógłbym pacyny obejrzeć, bo zawsze interesuje mnie konstrukcja różnych, ciekawych strzał. Jak dowiedziałem się od konwentowicza, jest to pacyna znaleziona po grze terenowej, na zlocie "
Fantazjada", którą on zabrał ze sobą, ponieważ właściciel się nie znalazł.
Oto co odkryłem po bliższych oględzinach:
Tak, jakiś SKOŃCZONY DEBIL nałożył pacynę na zwykłą strzałę, zakończoną grotem. Strzała w wyniku używania przebiła pacynę, dlatego też byłem w stanie odkryć ukryty grot... Nie trzeba mieć zaawansowanej wiedzy łuczniczej by domyślić się, że użycie takiego wynalazku mogło skończyć się kalectwem lub poważnymi obrażeniami - utratą oka, wybitymi zębami, w najlepszym wypadku zranieniem lub siniakiem.
I jaki z tego morał? Jeśli na dużym konwencie dopuścimy samoróbki, to istnieje szansa, że znajdzie się jakiś nieodpowiedzialny osobnik, który z lenistwa i głupoty będzie próbował przemycić niebezpieczną strzałę i któremu pomimo testów może się to udać! Jestem przekonany, że podczas pierwszych strzałów ta pacyna wyglądała na całkiem bezpieczną a przebicie gąbki nastąpiło dopiero po czasie... Wszystkie testy broni, poza rozpruciem pacyny, nie odkryłyby co pacyna kryje w środku.
Ale generalnie i mimo wszystko - polecam wszystkim konwenty, zloty i łucznictwo w wydaniu fantasy :-) Walka na larpach, w tym łucznictwo, jest zwykle bardzo emocjonujące -
strzelanie do celu to fajna sprawa, ale strzelanie do żywego
przeciwnika, biegnącego za łucznikiem z wielkim mieczem, to zupełnie
inna jakość łucznictwa! Wtedy umiejętność nakładania strzały na cięciwę w biegu, staje się bardzo przydatna :-)
 |
Łucznicy na larpie |