Pokazywanie postów oznaczonych etykietą turnieje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą turnieje. Pokaż wszystkie posty

piątek, 15 stycznia 2016

World Dragon Shooting Day, 19-20 marca 2016

"Cześć, mam na imię Wyatt i mam 9 lat. Kiedy miałem 7 lat mój tato niespodziewanie zmarł. On kochał łucznictwo i był artystą rysującym Smoki, pracował dla gry fabularnej Dungeons and Dragons. Miałem życzenie tuż po jego śmierci, chciałem by tysiące łuczników z całego świata strzelało do celów przedstawiających smoki by uhonorować mojego tatę i by zbierać pieniądze dla potrzebujących. W ubiegłym roku w klubie Kenosha Bowmen 116 strzelców zebrało ponad $700 dla dziecięcej grupy wsparcia, by pomóc w wysłaniu na obóz dzieci, które straciły kogoś bliskiego. W tym roku zbieramy pieniądze dla 5 klasistki z mojej szkoły, który walczy z białaczką. Ma na imię Hailey.

Moim marzeniem jest zgromadzić tylu łuczników z całego świata ilu zdołamy, by strzelali do smoków i wspominali kogoś, kogo stracili, by uhonorowali ich każdą strzałą, którą wypuszczą w powietrze. Proszę, pomóż mi dotrzeć do jak największej liczby łuczników by strzelać do smoków 14 i 15 marca. Mogę dostarczyć smocze cele lub możesz też narysować własne. Bardzo chciałbym zobaczyć zdjęcia lub filmy wysłane na tą stronę, pokazujące wszystkich łuczników strzelających w tych dniach dla kogoś kogo kochają. Jeśli mieszkasz blisko Wisconsin, pomyśl o dołączeniu do nas w tych dniach w klubie Kenosha Bowmen w Kenosha Wisconsin by wspomóc walkę Hailey.

Marz z rozmachem, strzelaj prosto, celuj dokładnie"

fot. World Dragon Shooting Day


























Tak swój fanpage opisuje Wyatt McElroy (mam nadzieję, że tekst przetłumaczyłem dość wiernie). Światowy Dzień Strzelania do Smoków został zorganizowany po raz pierwszy w roku 2015, by uczcić pamięć Dennisa Kautha, ojca Wyatta. Zasady są proste: 

1. Sporządź cele przedstawiające smoki,
2. Zbierz ludzi na strzelanie do nich 19 i/lub 20 marca,
3. Wyślij zdjęcia lub filmy na fanpage WDSD: klik!

Idea bardzo mi się spodobała. Rok temu zorganizowaliśmy w Krakowie lokalną edycję WDSD, jak wielu innych łuczników z całej Polski i całego świata. W tym roku też mam zamiar strzelać do smoków.

Pewnie każdy ma w swoim życiu bliską osobę, która odeszła. Ja strzelając do smoków będę wspominał Rafała z klubu łuczniczego i Michała, którego nie zdążyłem wciągnąć w łucznictwo a w szczególności mojego dziadka, od którego dostałem pierwszy łuk (z czerwonym drutem służącym za cięciwę). Kogo Ty uhonorujesz wypuszczoną do smoczego celu strzałą?

W związku z WDSD spotkała mnie jeszcze miła niespodzianka: jakiś czas temu dostałem wiadomość od Wyatta i jego mamy, że chcą wysłać mi koszulkę by rozreklamować tegoroczne wydarzenie! Koszulka doszła do mnie kilka dni temu, więc postanowiłem się nią pochwalić :-) i przy okazji przypomnieć Wam o zbliżającym się World Dragon Shooting Day.

Z całego serca zachęcam do zorganizowania swojego, lokalnego strzelania do smoków.




środa, 12 listopada 2014

Pierwsze Halowe Mistrzostwa Radzionkowa w łucznictwie tradycyjnym

Drodzy czytelnicy, wywiad z panem Krzysztofem Riebandtem jest już gotowy i niedługo pojawi się na blogu - bardzo ciekawy materiał moim zdaniem - tylko jeszcze czekam na parę zdjęć najnowszych łuków...


Autor bloga mierzy...

A tymczasem, bo od dawna niczego na blogu nie było, krótka relacja z Pierwszych Halowych Mistrzostw Radzionkowa w łucznictwie tradycyjnym!

Rozgrzewka...

Turniej odbył się 11 listopada 2014, w hali MOSiR, oczywiście w Radzionkowie. Do turnieju przystąpiło około 45 łuczników z całej Polski. Klasyfikacje były dwie - młodzicy oraz dorośli. Co ciekawe, zwycięzcy w kategorii dorośli wygrali nagrody finansowe (500zł za pierwsze miejsce, 300zł za drugie i 200zł za trzecie). Wszyscy uczestnicy otrzymali pamiątkowe dyplomy a zwycięzcy stojący na podium piękne puchary. Wpisowe wynosiło 20zł dla osób zgłoszonych wcześniej i 30zł dla zgłoszonych w ostatniej chwili.

Skąd dziewczyny mają takie czadowe, różowe karwasze?!


Zawody były podzielone na dwie części - eliminacje i finał. Podczas eliminacji, wszyscy zawodnicy oddawali po 6 strzałów do 16 tarcz. Jednocześnie na połowie hali sportowej było rozstawionych 8 celów na których pojawiały się różne tarcze. Zobaczyliśmy konkurencje znane z innych turniejów - typowe tarczówki, strzelanie klęcząc i stojąc tyłem, tarcze myśliwskie przedstawiające zwierzęta, tarczę z rycerzem osłaniającym się tarczą czy "precyzję" czyli 6 małych tarczek. Ostatni cel w szeregu był przygotowany do konkurencji "chodzony" podczas której łucznicy oddawali po jednym strzale stopniowo oddalając się lub przybliżając do celu.
Za wszystkimi celami zostały rozwieszone profesjonalne strzałochwyty.


Hala MOSiR.

Cała impreza rozpoczęła się bardzo uroczyście. Przy zgaszonych światłach i w świetle reflektorów, na parkiecie sali pojawiła się maskotka MOSiRu. Następnie na środek zostali kolejno zaproszeni wszyscy zawodnicy do krótkiej prezentacji i wspólnego zdjęcia.


Prezentacja zawodników przed turniejem.


Pamiątkowe zdjęcie z "Mosirkiem"

Podczas zmagań wszyscy łucznicy stanęli w kolejce. Każda osoba kolejno przechodziła od tarczy do tarczy. Następnie, gdy wszyscy łucznicy oddali strzały do wszystkich tarcz, organizatorzy wymieniali tarcze na poszczególnych celach i po raz kolejny wszyscy uczestnicy, kolejno przechodzili od tarczy do tarczy.


Organizacja zawodów była bardzo sprawna. Po pierwszej rundzie eliminacji zawodnicy byli wywoływani przez prowadzącego zawody, przez co czekanie było mniej uciążliwe. Niestety, taka formuła zawodów powodowała spore przerwy w strzelaniu - między jedną rundą strzelania a drugą każdy miał około godziny przerwy.
Jednak mimo tej niedogodności trzeba przyznać, że MOSiR dbał o zawodników też w czasie przerw. Dla strzelających była dostępna herbata i przekąski oraz ciepły posiłek w postaci bigosu - podobno smacznego :) Dostęp do toalet i wygodnych miejsc siedzących to kolejna zaleta turnieju w Radzionkowie. Jednak organizacja zawodów w profesjonalnym obiekcie sportowym ma bardzo wiele zalet :-)


Przerwa na herbatę...

Bigos.

Do finału przeszło 16 zawodników. Raz jeszcze tarcze zostały zmienione, tym razem na wyjątkowo trudne i nietypowe cele. Finał zawodów został skrócony, prawdopodobnie z powodu problemów technicznych. Po ostatniej kolejce składającej się z 8 tarcz, organizatorzy podliczyli wyniki, rozdali dyplomy a zwycięzców zaprosili na podium.

Nagrodzeni juniorzy.


Puchary

Finałowa 16-stka

Łucznictwo tradycyjne w hali to zupełnie inne strzelanie niż to do którego wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni. Odległości były niewielkie, tarcze dużo mniejsze niż zazwyczaj - mocne łuki nie miały już żadnej przewagi nad tymi słabszymi. Warunki pogodowe oczywiście nie miały żadnego znaczenia, nie było tak dokuczliwego jesienią wiatru czy deszczu, wszyscy zawodnicy mogli też strzelać w wygodnych strojach.

Pomimo otoczenia kojarzącego się ze sportami olimpijskimi, zawody zachowały przyjacielski i rodzinny charakter znany z innych zawodów w łucznictwie tradycyjnym. Wielu zawodników przyszło z dziećmi i rodzinami.



Zawody w hali radzionkowskiej były z punktu widzenia uczestnika bardzo udane i osobiście mam nadzieję, że współpraca z halą MOSiRu będzie kontynuowana. Nie mam jednak pewności, czy dyrekcja hali nie przestraszyła się z powodu uszkodzeń do których doszło. Niestety, profesjonalne strzałochwyty zawiodły. Chybione strzały potrafiły przejść przez wiszące kurtyny i doszło do uszkodzenia zarówno ściany hali jak i kaloryferów. Sądzę, że organizatorzy wyciągną wnioski i następnym razem od początku zawodów zabezpieczą kaloryfery dodatkowymi płytami a same strzałochwyty powieszą w większej odległości od ściany. Sądzę też, że w turniejach halowych należałoby zrezygnować z konkurencji w których celem jest trafienie w brzeg tarczy lub tarcze w takich konkurencjach należałoby umieszczać na dużo większych celach.


Jeżeli za rok impreza zostanie powtórzona, na pewno się na niej pojawię - do czego zachęcam i zapraszam w imieniu organizatorów. Pierwsze Halowe Mistrzostwa Radzionkowa to kolejny mały krok w kierunku popularyzowania łucznictwa tradycyjnego nie jako dziwacznego hobby uprawianego po krzakach, w czapce z piórkiem, ale jako pełnoprawnego i bardzo atrakcyjnego sportu. Oby tak dalej!

Wszystkie zdjęcia pochodzą z fanpage'a MOSiRu i zostały wykorzystane za zgodą obiektu.

Marzenia drużyny KKŁT...

poniedziałek, 15 września 2014

Łucznictwo na larpie (2014)

Wiem, wiem, naobiecywałem nowych notek i nie dotrzymałem słowa. Cóż, zrobiłem sobie wakacje od różnych aktywności, w tym od bloga. W każdym razie czekających i zainteresowanych informuję, że następny opublikowany wywiad będzie z Krzysztofem Riebandtem, twórcą bardzo dobrych w mojej ocenie łuków i chyba nieco mniej znanym - a szkoda!

Natomiast dzisiaj chciałem pokrótce napisać w kontekście łuczniczym o zlotach związanych z fantastyką, na których byłem w tym roku - tak się akurat składa, że wszystkie dotyczyły twórczości Tolkiena.




Tolk-folk jest tygodniową imprezą organizowaną w połowie lipca, w okolicach Bielawy. Główną atrakcją TFu jest organizowanie inscenizacji wybranej bitwy, opisanej w książkach Tolkiena i wystawianej dla mieszkańców Bielawy lub organizowanie festynu. Raz na dwa lata mamy bitwę, raz na dwa festyn. Na każdym Tolkfolku odbywa się też wesoły przemarsz w "fantastycznych" strojach ulicami miasta. Tolkfolk jest konwentem o raczej luźnym programie - głównymi atrakcjami w mojej ocenie jest leżenie na kocyku i śpiewanie przy ognisku. Warto dodać, że jest to też bardzo przyjazne miejsce dla nowych konwentowiczów i dobre miejsce by przyjechać z całą rodziną (łącznie ze zwierzętami).

Od strony łuczniczej na TFie zawsze jest organizowane stanowisko do strzelania, dostępne przez cały konwent dla wszystkich chętnych. Pod koniec konwentu jest zwykle organizowany turniej łuczniczy nakierowany na osoby raczej początkujące i bez swoich łuków. Turnieje bywają bardzo proste ("masz jeden strzał, traf w rysunek ze smokiem, wygrywa osoba będąca najbliżej") albo bardzo ciekawe (skomplikowane gry z fabułą, np "bronicie gród przed atakiem smoka, każdy z członków drużyny ma określoną ilość punktów życia, w każdej rundzie musicie trafiać w określone punkty na planszy ze smokiem by nie odbierał waszych punktów życia i nie eliminował was z gry") i zwykle zwycięzca może wygrać atrakcyjne nagrody - kilka lat temu wygrałem w ten sposób łuk "Diana", kołczan i 3 strzały :-) Obecnie już tak drogich nagród nie ma, ale i tak są bardzo fajne...

Strzelanie do smoka na Tolk-Folku. Smok jest pomarańczowy.



Fornost jest również tygodniowym konwentem, organizowanym na przełomie lipca i sierpnia w południowej Polsce - miejsce konwentu z roku na rok się zmienia, był już organizowany w Żegiestowie, Przemyślu, Starym Sączu, Nowym Targu... Fornost jest konwentem nastawionym głównie na larpy, gry terenowe i konkursy. Organizatorzy konwentu dokładają dużych starań by ciepło przyjąć nowych uczestników - są dla nich organizowane wprowadzające i integrujące punkty programy, ale też sama atmosfera miejsca i przyjaźni ludzie sprawiają, że na Fornost można bez obaw przyjechać po raz pierwszy :) Poza tym konwent jest utrzymany w klimacie luźnym i imprezowym - codzienne ogniska zwykle przeciągają się do świtu, zawsze jest dużo wygłupów, śmiechu i dobrej zabawy :)

Od strony łuczniczej Fornost ma zwykle jeden turniej łuczniczy, który jest zazwyczaj skomplikowaną grą z fabułą. W tym roku był to pojedynek między 3 osobowymi drużynami w systemie pucharowym. Wszyscy członkowie obu drużyn wieszali na dużej tarczy okrągłe tarczki podpisane swoim imieniem. Członkowie drużyn pojedynczo oddawali strzały do tarczek eliminując w ten sposób zespoły przeciwników - gra była bardzo emocjonująca, chociaż zbyt długa.

Na organizowanych na konwencie grach terenowych i larpach (czyli grach terenowych ze skomplikowaną fabułą, kostiumami i odgrywaniem określonych ról) zwykle można wystąpić jako łucznik. Na konwencie dopuszczane są łuki o naciągu do 12kg i pacyny fabryczne - samoróbki są zakazane. Mechanika gier zmienia się, ale zwykle do wyeliminowania przeciwnika potrzebujemy od 1 do 4 celnych strzałów, z mocno lobbowaną wersją "2" :) .

Na konwencie zwykle jest organizowany też turniej walki w parach, Battleground, na którym uczestnicy walczą przy pomocy różnej broni lateksowej. Można również wystąpić jako łucznik, co jak okazuje się bywa bardzo skuteczne (w ostatnich kilku latach wygrywa zwykle para z łucznikiem). Kolejną atrakcją łuczniczą jest "Bitwa o Fornost", czyli gra terenowa zbliżona do "capture the flag". Zwykle jest to gra "do jednego trafienia bronią", dlatego też celny łucznik jest w niej bardzo skuteczny.
Na konwencie przez cały czas jego trwania jest dostępny cel łuczniczy, zazwyczaj też ma ktoś do wypożyczenia łuki i strzały, więc można poćwiczyć.



Ostatnią imprezą na której byłem jest Arda, organizowana w połowie Sierpnia - na tym weekendowym byłem zlocie po raz pierwszy. Główną atrakcją Ardy jest dwudniowa gra główna w klimacie Śródziemia (na której bardzo dobrze bawiłem się!) oraz dzień z przeróżnymi konkursami. Poza tym odniosłem wrażenie, że Arda jest nakierowana raczej na spokojne spędzanie czasu, śpiewanie przy ognisku klimatycznych i podniosłych piosenek w klimatach tolkienistycznych. Jest to też dobre miejsce dla osób, lubiących chodzić w kostiumie przez cały dzień i po uszy zanurzyć się w książkowym świecie. Dodam w tym miejscu, że odczułem, iż spora część stałych uczestników krzywo patrzy na wszelkie odstępstwa od tego tradycyjnego modelu (zaśpiewanie przy ognisku współczesnej piosenki wiązało się z zatykaniem uszu i wrogimi spojrzeniami - serio! :) ). Zdziwiło mnie też to, że jako pierwszoroczniacy poznaliśmy ten zlot jako mało przyjazne dla nas miejsce, z podziałem na zabetonowane towarzystwo stałych bywalców i całą resztę. Koniec końców całkiem dobrze się bawiłem w towarzystwie spotkanych znajomych i innych świeżaków, ale może przytoczę nasz pierwszy dialog z konwentem:

- cześć, jesteśmy tu nowi, właśnie przyjechaliśmy i miło was poznać.
- aha, fajnie, ale jedźcie już sobie.

:-)))

Jest to oczywiście tylko jedna taka sytuacja i wypowiedź jednej osoby, ale jednak fajnie obrazuje całokształt. Czyli na Ardę, dla bezpieczeństwa, radzę wybrać się w towarzystwie dobrych znajomych :-)

Od strony łuczniczej Arda nie jest zbyt atrakcyjna dla uczestników. Na grze typu larp można wystąpić jako łucznik z łukiem do 12 kg i z dowolnymi pacynami (też samoróbkami). Niestety w obecnej mechanice gry łucznik, by wyeliminować wojownika, musi oddać 4-5 celnych strzałów (by wyeliminować nieuzbrojonego 1-2 strzały). Jest to sytuacja w której łucznicy są w grze raczej mało użyteczni i wszystkie konflikty opierają się raczej o ostrza mieczów.

Na Ardzie był też zorganizowany turniej łuczniczy i przy całej mojej sympatii do organizatorów, muszę stwierdzić, że był zorganizowany bardzo nieudolnie. Zacznijmy od tego, że organizatorzy nie mieli przygotowanego stojaka pod tarczę i nie umieli za bardzo go zrobić z dostępnego w lesie drewna. Nie mieli też przygotowanej żadnej tarczy, w związku z czym ostatecznie efekt strzelania był mierzony przy pomocy metra krawieckiego - nie powiem, miało to swój urok :-) Cały konkurs polegał na oddaniu czterech strzałów do tarczy, z czego liczyły się dwa najlepsze, z dość dużej odległości. Ciągnął się przez wiele godzin dlatego, że sporo czasu traciliśmy na szukanie w leśnym runie chybionych strzał.

Podczas trwania konwentu nie było możliwości trenowania przy stanowisku łuczniczym (zresztą stojak pod tarczę powstał dopiero w ostatnim dniu :-) ).


Rynn i Gandi na konwencie Arda


A na koniec ciekawostka. W jednej z poprzednich notek pt. "Bezpieczne strzały", pisałem o łucznictwie na larpach i podkreślałem, że dobrym pomysłem jest używanie wyłącznie fabrycznych pacyn. Moje stanowisko mogę poprzeć ciekawą i trochę straszną przygodą.
Na tegorocznym Tolkfolku, podczas trenowania strzelania do tarczy zauważyłem, że jeden z konwentowiczów ma pacynę-samoróbkę. Zagadnąłem, czy nie mógłbym pacyny obejrzeć, bo zawsze interesuje mnie konstrukcja różnych, ciekawych strzał. Jak dowiedziałem się od konwentowicza, jest to pacyna znaleziona po grze terenowej, na zlocie "Fantazjada", którą on zabrał ze sobą, ponieważ właściciel się nie znalazł.

Oto co odkryłem po bliższych oględzinach:


pacyna samoróbka
niebezpieczna pacyna


Tak, jakiś SKOŃCZONY DEBIL nałożył pacynę na zwykłą strzałę, zakończoną grotem. Strzała w wyniku używania przebiła pacynę, dlatego też byłem w stanie odkryć ukryty grot... Nie trzeba mieć zaawansowanej wiedzy łuczniczej by domyślić się, że użycie takiego wynalazku mogło skończyć się kalectwem lub poważnymi obrażeniami - utratą oka, wybitymi zębami, w najlepszym wypadku zranieniem lub siniakiem.

I jaki z tego morał? Jeśli na dużym konwencie dopuścimy samoróbki, to istnieje szansa, że znajdzie się jakiś nieodpowiedzialny osobnik, który z lenistwa i głupoty będzie próbował przemycić niebezpieczną strzałę i któremu pomimo testów może się to udać! Jestem przekonany, że podczas pierwszych strzałów ta pacyna wyglądała na całkiem bezpieczną a przebicie gąbki nastąpiło dopiero po czasie... Wszystkie testy broni, poza rozpruciem pacyny, nie odkryłyby co pacyna kryje w środku.

Ale generalnie i mimo wszystko - polecam wszystkim konwenty, zloty i łucznictwo w wydaniu fantasy :-) Walka na larpach, w tym łucznictwo, jest zwykle bardzo emocjonujące - strzelanie do celu to fajna sprawa, ale strzelanie do żywego przeciwnika, biegnącego za łucznikiem z wielkim mieczem, to zupełnie inna jakość łucznictwa! Wtedy umiejętność nakładania strzały na cięciwę w biegu, staje się bardzo przydatna :-)

Łucznicy na larpie
Łucznicy na larpie

środa, 8 stycznia 2014

Turecki Turniej Korespondencyjny

Nie jestem zbyt dobrym historykiem łucznictwa tradycyjnego w Polsce, ale wydaje mi się, że od stosunkowo niedawna możemy pochwalić się współpracą z zagranicznymi klubami czy występami na zagranicznych turniejach. Pierwszym ważnym wydarzeniem, które ja pamiętam, było zdobycie II miejsca przez Piotra Goneta z CŁT (jeden z założycieli PSŁT i Mistrz Polski w Łucznictwie Tradycyjnym w 2012 roku) na Colorful Arrow Cup, czyli turnieju odbywającym się w Chinach w 2010. Rok później znowu nasza reprezentacja wyjechała do Chin (brąz drużynowy), w 2012 Polacy dzielnie walczyli w Mongolii (sukces Adama Swobody w strzelaniu do rzutków i Piotra Goneta w strzelaniu do "kubełków"). W roku 2013 Anna Szadkowska zdobyła II miejsce na I Mistrzostwach Europy na Węgrzech, Piotr Gonet był III na ConquestCup w Stambule a Jędrzej Malinowski wywalczył I miejsce na Litwie, w dwudniowym turnieju na zamku w Trokach. Dodatkowo od kilku lat w Turnieju Korespondencyjnym (obecnie"Międzynarodowym Turnieju Korespondencyjnym") organizowanym przez Bydgoskich Łuczników, bierze udział sporo zagranicznych łuczników z Ukrainy, Turcji, Niemiec...

W każdym razie nie tylko Polacy zaczęli pokazywać się w międzynarodowym świecie łuczniczym ale też wyraźnie udowodnili, że w łucznictwie tradycyjnym jesteśmy bardzo mocni. Co więcej, jeśli wierzyć artykułowi Radia Merkury, to obecnie zaledwie około 1000 osób w Polsce zajmuje się łucznictwem tradycyjnym. Osobiście wydaje mi się, że jest to wielokrotnie zaniżony szacunek, bo chociażby na forum Arcus (największe polskie forum o łucznictwie tradycyjnym) jest zarejestrowanych ponad 2000 użytkowników. Ale mimo wszystko nie ulega wątpliwości, że łucznictwo tradycyjne jest u nas nadal sportem niszowym a mimo tego, nasza reprezentacja jest w stanie walczyć o najlepsze miejsca w Chinach, gdzie - podobno - łucznictwo ma podobny status jak u nas piłka nożna.

A więc czy na pewno powinniśmy budować nowe Orliki a nie przypadkiem tory łucznicze? :-)


Skórzana puta


W każdym razie w listopadzie 2012 roku polscy łucznicy wzięli udział w kolejnym, bardzo ciekawym międzynarodowym wydarzeniu. Mianowicie zaprzyjaźnieni łucznicy z Turcji skontaktowali się z Anną Szadkowską z ŚOŁT, proponując jej włączenie Polaków w półroczną, zimową ligę, polegającą na strzelaniu do tarczy w kształcie puty. Wyjaśnię, że zwykle puta jest to skórzany worek, wielkości klęczącego człowieka (podobno symbolizujący klęczącego łucznika), ale w tym turnieju została zastąpiona przez wydruk na grubym tworzywie sztucznym.
W każdym razie to przyjacielskie zaproszenie spotkało się z bardzo dużym odzewem polskich klubów i do zawodów stanęło ponad 100 łuczników z całej Polski (81 mężczyzn, 26 kobiet i 19 juniorów płci obojga).



Klub KKŁT podczas zawodów, fot. Simonsen


Zawody organizowane przez Society for Turkish Archery, mają charakter korespondencyjny, czyli są rozgrywane w różnych miastach na całym świecie a wyniki są wysyłane do organizatora, który sporządza główny ranking. Zawody rozpoczęły się w listopadzie 2013 a skończą w kwietniu 2014, kiedy to zostaną rozegrane finały w Turcji, w mieście Safranbolu, około 200 km od Ankary. Do finału zostanie zaproszonych 20 najlepszych mężczyzn według rankingu turnieju oraz 10 najlepszych kobiet i 10 juniorów (różnica w ilości zaproszeń wynika prawdopodobnie z tego, że obecnie w turnieju startuje dużo więcej mężczyzn niż kobiet i juniorów - dokładnych liczb nie znam). Dodatkowo, po zakończeniu rywalizacji, planowane jest zorganizowanie polskiego finału, prawdopodobnie we Wrocławiu.

Same zawody polegają na oddaniu 3 serii po 6 strzał z odległości 20 metrów (juniorzy strzelają z 15m). Tarcza "puta" jest punktowana od 1 do 10 punktów, więc w każdej rundzie można zdobyć do 180 punktów.


Nietypowa punktacja puty, środek wyższego okręgu jest wart 10 punktów. Fot. Boullii.


Cały regulamin zawodów można przeczytać tutaj.

Obecnie w zawodach jesteśmy po drugiej rundzie, cztery rundy przed nami i jeszcze wszystko może się zmienić, ale już widać bardzo ciekawą tendencję. Otóż w pierwszych dziesiątkach poszczególnych klasyfikacji mamy aż 12 Polaków: 5 mężczyzn, 3 juniorów oraz 4 kobiety! Dodam, że obecnie ranking w kategorii mężczyzn prowadzi Krzysztof Siemieniec z klubu Siemowit, w kategorii juniorów prowadzi Michał Marcinkiewicz z klubu CŁT, natomiast w kategorii kobiet prowadzi Anna Płotycia z klubu An-onimy!

Słowem - na dziś dzień Turcja zdobyta, chociaż tylko korespondencyjnie :-)




PS. Autor tego bloga też w turnieju udział bierze i o dziwo idzie mu całkiem nieźle. Co przyniosą najbliższe miesiące zobaczymy ale jako, że obecnie w rankingu jestem trzeci, to chyba zabiorę się za wyrabianie paszportu :-) Trzymajcie kciuki!

środa, 14 sierpnia 2013

II Mistrzostwa Polski w Łucznictwie Tradycyjnym

Na blogu od dawna nic nie pojawiało się - miałem bardzo pracowity kwartał, nawet na łucznictwo nie starczało czasu, co dopiero na pisanie o łuczniczych sprawach... Miała się tu znaleź relacja z ostatniej Ligi Południe, ale sprawa przedawniła się już znacznie. Za to wczoraj zakończyły się drugie Mistrzostwa Polski w Łucznictwie Tradycyjnym, organizowane przez Polskie Stowarzyszenie Łucznictwa Tradycyjnego. Byłem, widziałem, zdjęcia robiłem, więc dla tych, którzy pojawić się nie mogli lub nie chcieli, moja mała relacja.

Miejsce


Całość zawodów rozegrała się w grodzie w Grzybowie. Jest to idealne miejsce do rozgrywania dużych imprez łuczniczych z powodu lokalizacji w centrum Polski i budowy samego grodu: do dyspozycji łuczników jest bardzo duży, równy teren zielony, otoczony z trzech stron wałami ziemnymi. Pokaźna brama grodu ma dwa tarasy widokowe, z których też można strzelać. Dodatkowo na terenie znajduje się nieco drzew, dających przyjemny cień.

Brama z grodu z tarasami widokowymi po lewej i prawej stronie.


Oficjalne rozpoczęcie zawodów.

Harmonogram i organizacja


W tym roku pojawił się wyraźny podział na dwa dni - pierwszego dnia były rozstawione konkurencje bojowe, 3d, 2d oraz tarczówka, natomiast trzeciego dnia przygotowano tory do strzelania na duże odległości oraz zorganizowano strzelanie clout.

Zawody rozpoczęły się w sobotę 10 sierpnia o godzinie 11:00 a zakończyły w niedzielę 11 sierpnia około godziny 19:00.


Piotr Gonet i Olga Świderska-Nawalny, główni organizatorzy.

Jak zwykle PSŁT bardzo dobrze wywiązało się z zapewnienia łucznikom wszelkich udogodnień. Na miejscu (w pierwszym dniu) były dostępne dwie toalety, około 10 toi-toiów (przez cały czas) oraz szereg umywalek pod gołym niebem. Na przygotowanym stoliku czekały czajniki elektryczne i wszystkie potrzebne rzeczy do zrobienia sobie herbaty. W cenie wpisowego, w pierwszym dniu przysługiwała uczestnikom zupa oraz bardzo dobry obiad, w drugim śniadanie (szwedzki stół)  i również obiad. Każdy z łuczników mógł też zabrać na zawody butelkę wody mineralnej. Dodatkowo, przez większość czasu trwania zawodów, uczestnicy mogli zakupi pyszne ciasta od Koła Gospodyń Wiejskich.

K.G.W.


Kategorie sprzętowe i wiekowe

Jak w ubiegłym roku, wyniki były podawane w 4 kategoriach:

- łuk tradycyjny bez półki,
- łuk tradycyjny z półką,
- łuk naturalny,
- łuk hunter.

Strzelcy byli dodatkowo podzieleni na klasyfikację seniorów oraz juniorów.


















Konkurencje

Konkurencje podzielono na 4 kategorie: tarczówka, cele 2D, cele 3D, konkurencje bojowe, konkurencje odległościowe (rozgrywane drugiego dnia). Łącznie każdy uczestnik oddał 188 strzałów.

Tarczówka odbywała się na dystansach 20, 30 i 40 metrów, z każdego dystansu strzelano w trzech pozycjach - stojąc bokiem, klęcząc i stojąc tyłem. Tarcze fita 80cm były punktowane od 1 do 5 punktów.






W kategorii 3d, dzięki uprzejmości Adama Bisoka, właściciela celów, przygotowano 10 figur, z punktacją 6 - 5 - 4 w strefie oraz 2 punkty za trafienie w figurę.


Jeleń?
Dzik
Podobno kozioł.
Grizzly.
Kolejna kozica.
Kolejny dzik.
Sporych rozmiarów jeleń.
Jakieś małe, trudne do trafienia zwierzę. Jenot?
Stojący wilk, którego słabo widać.
Siedzący wilk.


W konkurencji 2D zawodnicy mieli za zadanie oddać po jednej strzale do 5 celów różnej wielkości, przechodząc wzdłuż wyznaczonej linii - za pierwszy razem od lewej strony do prawej, za drugim razem od prawej do lewej. Wszystkie strzały musiały zostać oddane w ciągu 45 sekund. 







Konkurencje bojowe składały się z wielu różnorodnych celów, do których strzelaliśmy na różnych zasadach.

Wahadło, czyli 6 strzałów do ruchomego celu z dystansu 20 i 30 metrów. 




Koń jaki jest, każdy widzi. Konkurencja polegała na oddaniu 2 strzałów do każdej z 3 tarcz kołyszących się na wietrze.



Konkurencja okienka to dwukrotne oddanie serii trzech strzałów do sylwetek wojowników, przez otwory w kształcie krzyża. Wysokość umieszczenia otworów wymuszała strzelania w pozycji pochylonej.




Tańczący z palikami to konkurencja składająca się z trzech stanowisk, na każdym łucznik oddawał po 2 strzały do jednej z 3 sylwetek wojownika. Na pierwszym stanowisku należało strzelać w pozycji "tyłem", na drugiej klęcząc, na ostatniej stojąc bokiem. Wszystkie strzały musiały zostać oddane w ciągu 40 sekund.



Konkurencja przekładaniec (specyficzna nazwa) polegała na oddaniu 3. strzałów z każdego z dwóch stanowisk, do 3 różnych celów, w czasie 35 sekund. Czasu było niewiele i nie każdemu udało się wystrzelić wszystkie strzały.




Kolejną konkurencją bojową było strzelanie do sylwetki wojownika odchodząc od celu lub podchodząc do niego, oddając po jednym strzale z każdej odległości (15, 20, 25, 30, 35 i 40 metrów).



Znany łuczarz Sylwester Styrczula wraz z synem Wojciechem



Drugiego dnia zawodów przygotowano trzy konkurencje na dalekich dystansach: strzelanie do sylwetki rycerza na koniu (70 i 90 metrów), strzelanie do grupy sylwetek wojowników (60, 80 i 100 metrów, punktowane było równierz trafienie w wyznaczone pole, otaczające wszystkie sylwetki) oraz clout.


















Strzelanie typu clout odbyło się z tarasów widokowych nad bramą grodu. Celem były trzy okręgi ułożone koncentrycznie na trawie, punktowane 10, 8 i 5 punktów, w odległości około 150 metrów.
















Subiektywna ocena

Zorganizowanie Mistrzostw Polski w Łucznictwie Tradycyjnym jest niewątpliwie wielkim sukcesem PSŁT, jest też niezwykle ważnym wydarzeniem dla całego środowiska łuczników tradycyjnych w Polsce. Drugie mistrzostwa, podobnie jak ubiegłoroczne, były imprezą bardzo udaną, przygotowaną z dużą starannością i dużym nakładem pracy. W porównaniu do innych turniejów na jakich byłem, Mistrzostwa wyróżniały się bardzo dobrym przygotowaniem celów, przez które nie przechodziły strzały i które były wodoodporne. Świetnie też zaplanowano rozmieszczenie poszczególnych konkurencji, stawiając cele przed wałami ziemnymi, co utrudniało zgubienie lub zniszczenie strzał. Trzy konkurencje (koń, tarczówka, wahadło) były również zabezpieczone dobrymi strzałochwytami. Podobnie dużym plusem było dla mnie zadbanie o jedzenie i sanitariaty dla uczestników, przygotowanie integracyjnego ogniska z soboty na niedzielę oraz przygotowanie salwy płonącymi strzałami, która była niezapomnianym przeżyciem.



Tak duża impreza nie obeszła się też bez pewnych niedociągnięć. Kwestią do przemyślenia przez organizatorów jest przebieg samych konkurencji. Przede wszystkim niektóre z nich były nieporównywalnie dłuższe od innych, np. wahadło czy cała tarczówka, co powodowało stałą kolejkę chcących wziąć w nich udział. Ale o ile pierwszego dnia przechodzenie grup pomiędzy konkurencjami odbywało się dość sprawnie, o tyle drugiego wystąpiły poważne opóźnienia, ponieważ dopiero wtedy dostawiono dwie konkurencje na duże odległości (rycerz i wojownicy) a oczekujących na nie grup było aż piętnaście.

Subiektywnie oceniam też jako wadę zaplanowanie Mistrzostw na dwa dni. Zakładam, że ideą takich zawodów jest zgromadzenie jak największej ilości łuczników by wyłonić najlepszego z nich, więc organizowanie dwudniowej imprezy, kończącej się w niedzielę późnym wieczorem, jest kłopotliwe dla osób, które dojechały na miejsce z daleka i mają różne obowiązki w poniedziałek rano. Osobiście z mistrzostw wróciłem do domu o 1 w nocy.


Odczytanie wyników i wręczenie medali.







Podsumowując wszystkie za i przeciw, osobiście z udziału w Mistrzostwach jestem bardzo zadowolony. Zdecydowanie są to zawody na których warto być, do których warto się przygotowywać i na które warto organizować urlop (jeśli forma dwudniowa zostanie utrzymana). Mniej jestem usatysfakcjonowany swoim wynikiem - po cichu marzyłem o miejscu w pierwszej dziesiątce a skończyłem na miejscu 17 :-)

No cóż, wypada zabrać się do treningów, w końcu już 31 sierpnia w Żuradzie odbędzie się kolejna runda Ligi Południe.



Autor bloga wraz ze swoją grupą.