poniedziałek, 15 września 2014

Łucznictwo na larpie (2014)

Wiem, wiem, naobiecywałem nowych notek i nie dotrzymałem słowa. Cóż, zrobiłem sobie wakacje od różnych aktywności, w tym od bloga. W każdym razie czekających i zainteresowanych informuję, że następny opublikowany wywiad będzie z Krzysztofem Riebandtem, twórcą bardzo dobrych w mojej ocenie łuków i chyba nieco mniej znanym - a szkoda!

Natomiast dzisiaj chciałem pokrótce napisać w kontekście łuczniczym o zlotach związanych z fantastyką, na których byłem w tym roku - tak się akurat składa, że wszystkie dotyczyły twórczości Tolkiena.




Tolk-folk jest tygodniową imprezą organizowaną w połowie lipca, w okolicach Bielawy. Główną atrakcją TFu jest organizowanie inscenizacji wybranej bitwy, opisanej w książkach Tolkiena i wystawianej dla mieszkańców Bielawy lub organizowanie festynu. Raz na dwa lata mamy bitwę, raz na dwa festyn. Na każdym Tolkfolku odbywa się też wesoły przemarsz w "fantastycznych" strojach ulicami miasta. Tolkfolk jest konwentem o raczej luźnym programie - głównymi atrakcjami w mojej ocenie jest leżenie na kocyku i śpiewanie przy ognisku. Warto dodać, że jest to też bardzo przyjazne miejsce dla nowych konwentowiczów i dobre miejsce by przyjechać z całą rodziną (łącznie ze zwierzętami).

Od strony łuczniczej na TFie zawsze jest organizowane stanowisko do strzelania, dostępne przez cały konwent dla wszystkich chętnych. Pod koniec konwentu jest zwykle organizowany turniej łuczniczy nakierowany na osoby raczej początkujące i bez swoich łuków. Turnieje bywają bardzo proste ("masz jeden strzał, traf w rysunek ze smokiem, wygrywa osoba będąca najbliżej") albo bardzo ciekawe (skomplikowane gry z fabułą, np "bronicie gród przed atakiem smoka, każdy z członków drużyny ma określoną ilość punktów życia, w każdej rundzie musicie trafiać w określone punkty na planszy ze smokiem by nie odbierał waszych punktów życia i nie eliminował was z gry") i zwykle zwycięzca może wygrać atrakcyjne nagrody - kilka lat temu wygrałem w ten sposób łuk "Diana", kołczan i 3 strzały :-) Obecnie już tak drogich nagród nie ma, ale i tak są bardzo fajne...

Strzelanie do smoka na Tolk-Folku. Smok jest pomarańczowy.



Fornost jest również tygodniowym konwentem, organizowanym na przełomie lipca i sierpnia w południowej Polsce - miejsce konwentu z roku na rok się zmienia, był już organizowany w Żegiestowie, Przemyślu, Starym Sączu, Nowym Targu... Fornost jest konwentem nastawionym głównie na larpy, gry terenowe i konkursy. Organizatorzy konwentu dokładają dużych starań by ciepło przyjąć nowych uczestników - są dla nich organizowane wprowadzające i integrujące punkty programy, ale też sama atmosfera miejsca i przyjaźni ludzie sprawiają, że na Fornost można bez obaw przyjechać po raz pierwszy :) Poza tym konwent jest utrzymany w klimacie luźnym i imprezowym - codzienne ogniska zwykle przeciągają się do świtu, zawsze jest dużo wygłupów, śmiechu i dobrej zabawy :)

Od strony łuczniczej Fornost ma zwykle jeden turniej łuczniczy, który jest zazwyczaj skomplikowaną grą z fabułą. W tym roku był to pojedynek między 3 osobowymi drużynami w systemie pucharowym. Wszyscy członkowie obu drużyn wieszali na dużej tarczy okrągłe tarczki podpisane swoim imieniem. Członkowie drużyn pojedynczo oddawali strzały do tarczek eliminując w ten sposób zespoły przeciwników - gra była bardzo emocjonująca, chociaż zbyt długa.

Na organizowanych na konwencie grach terenowych i larpach (czyli grach terenowych ze skomplikowaną fabułą, kostiumami i odgrywaniem określonych ról) zwykle można wystąpić jako łucznik. Na konwencie dopuszczane są łuki o naciągu do 12kg i pacyny fabryczne - samoróbki są zakazane. Mechanika gier zmienia się, ale zwykle do wyeliminowania przeciwnika potrzebujemy od 1 do 4 celnych strzałów, z mocno lobbowaną wersją "2" :) .

Na konwencie zwykle jest organizowany też turniej walki w parach, Battleground, na którym uczestnicy walczą przy pomocy różnej broni lateksowej. Można również wystąpić jako łucznik, co jak okazuje się bywa bardzo skuteczne (w ostatnich kilku latach wygrywa zwykle para z łucznikiem). Kolejną atrakcją łuczniczą jest "Bitwa o Fornost", czyli gra terenowa zbliżona do "capture the flag". Zwykle jest to gra "do jednego trafienia bronią", dlatego też celny łucznik jest w niej bardzo skuteczny.
Na konwencie przez cały czas jego trwania jest dostępny cel łuczniczy, zazwyczaj też ma ktoś do wypożyczenia łuki i strzały, więc można poćwiczyć.



Ostatnią imprezą na której byłem jest Arda, organizowana w połowie Sierpnia - na tym weekendowym byłem zlocie po raz pierwszy. Główną atrakcją Ardy jest dwudniowa gra główna w klimacie Śródziemia (na której bardzo dobrze bawiłem się!) oraz dzień z przeróżnymi konkursami. Poza tym odniosłem wrażenie, że Arda jest nakierowana raczej na spokojne spędzanie czasu, śpiewanie przy ognisku klimatycznych i podniosłych piosenek w klimatach tolkienistycznych. Jest to też dobre miejsce dla osób, lubiących chodzić w kostiumie przez cały dzień i po uszy zanurzyć się w książkowym świecie. Dodam w tym miejscu, że odczułem, iż spora część stałych uczestników krzywo patrzy na wszelkie odstępstwa od tego tradycyjnego modelu (zaśpiewanie przy ognisku współczesnej piosenki wiązało się z zatykaniem uszu i wrogimi spojrzeniami - serio! :) ). Zdziwiło mnie też to, że jako pierwszoroczniacy poznaliśmy ten zlot jako mało przyjazne dla nas miejsce, z podziałem na zabetonowane towarzystwo stałych bywalców i całą resztę. Koniec końców całkiem dobrze się bawiłem w towarzystwie spotkanych znajomych i innych świeżaków, ale może przytoczę nasz pierwszy dialog z konwentem:

- cześć, jesteśmy tu nowi, właśnie przyjechaliśmy i miło was poznać.
- aha, fajnie, ale jedźcie już sobie.

:-)))

Jest to oczywiście tylko jedna taka sytuacja i wypowiedź jednej osoby, ale jednak fajnie obrazuje całokształt. Czyli na Ardę, dla bezpieczeństwa, radzę wybrać się w towarzystwie dobrych znajomych :-)

Od strony łuczniczej Arda nie jest zbyt atrakcyjna dla uczestników. Na grze typu larp można wystąpić jako łucznik z łukiem do 12 kg i z dowolnymi pacynami (też samoróbkami). Niestety w obecnej mechanice gry łucznik, by wyeliminować wojownika, musi oddać 4-5 celnych strzałów (by wyeliminować nieuzbrojonego 1-2 strzały). Jest to sytuacja w której łucznicy są w grze raczej mało użyteczni i wszystkie konflikty opierają się raczej o ostrza mieczów.

Na Ardzie był też zorganizowany turniej łuczniczy i przy całej mojej sympatii do organizatorów, muszę stwierdzić, że był zorganizowany bardzo nieudolnie. Zacznijmy od tego, że organizatorzy nie mieli przygotowanego stojaka pod tarczę i nie umieli za bardzo go zrobić z dostępnego w lesie drewna. Nie mieli też przygotowanej żadnej tarczy, w związku z czym ostatecznie efekt strzelania był mierzony przy pomocy metra krawieckiego - nie powiem, miało to swój urok :-) Cały konkurs polegał na oddaniu czterech strzałów do tarczy, z czego liczyły się dwa najlepsze, z dość dużej odległości. Ciągnął się przez wiele godzin dlatego, że sporo czasu traciliśmy na szukanie w leśnym runie chybionych strzał.

Podczas trwania konwentu nie było możliwości trenowania przy stanowisku łuczniczym (zresztą stojak pod tarczę powstał dopiero w ostatnim dniu :-) ).


Rynn i Gandi na konwencie Arda


A na koniec ciekawostka. W jednej z poprzednich notek pt. "Bezpieczne strzały", pisałem o łucznictwie na larpach i podkreślałem, że dobrym pomysłem jest używanie wyłącznie fabrycznych pacyn. Moje stanowisko mogę poprzeć ciekawą i trochę straszną przygodą.
Na tegorocznym Tolkfolku, podczas trenowania strzelania do tarczy zauważyłem, że jeden z konwentowiczów ma pacynę-samoróbkę. Zagadnąłem, czy nie mógłbym pacyny obejrzeć, bo zawsze interesuje mnie konstrukcja różnych, ciekawych strzał. Jak dowiedziałem się od konwentowicza, jest to pacyna znaleziona po grze terenowej, na zlocie "Fantazjada", którą on zabrał ze sobą, ponieważ właściciel się nie znalazł.

Oto co odkryłem po bliższych oględzinach:


pacyna samoróbka
niebezpieczna pacyna


Tak, jakiś SKOŃCZONY DEBIL nałożył pacynę na zwykłą strzałę, zakończoną grotem. Strzała w wyniku używania przebiła pacynę, dlatego też byłem w stanie odkryć ukryty grot... Nie trzeba mieć zaawansowanej wiedzy łuczniczej by domyślić się, że użycie takiego wynalazku mogło skończyć się kalectwem lub poważnymi obrażeniami - utratą oka, wybitymi zębami, w najlepszym wypadku zranieniem lub siniakiem.

I jaki z tego morał? Jeśli na dużym konwencie dopuścimy samoróbki, to istnieje szansa, że znajdzie się jakiś nieodpowiedzialny osobnik, który z lenistwa i głupoty będzie próbował przemycić niebezpieczną strzałę i któremu pomimo testów może się to udać! Jestem przekonany, że podczas pierwszych strzałów ta pacyna wyglądała na całkiem bezpieczną a przebicie gąbki nastąpiło dopiero po czasie... Wszystkie testy broni, poza rozpruciem pacyny, nie odkryłyby co pacyna kryje w środku.

Ale generalnie i mimo wszystko - polecam wszystkim konwenty, zloty i łucznictwo w wydaniu fantasy :-) Walka na larpach, w tym łucznictwo, jest zwykle bardzo emocjonujące - strzelanie do celu to fajna sprawa, ale strzelanie do żywego przeciwnika, biegnącego za łucznikiem z wielkim mieczem, to zupełnie inna jakość łucznictwa! Wtedy umiejętność nakładania strzały na cięciwę w biegu, staje się bardzo przydatna :-)

Łucznicy na larpie
Łucznicy na larpie

10 komentarzy:

  1. Na większości larpów jest coś takiego jak poświęcenie jednej pacyny. Osoba robiąca homologację broni wybiera sobie jedną randomową strzałę i ją rozbiera. Ewentualnie dogłębnie maca, jeśli nie ma czasu na rozbiórkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciągle mnie zastanawia dlaczego orgowie żadnego z polskich LARPów nie wpadli na ten wynalazek co Hiszpanie - z relacji mojego kumpla z Erasmusa, który tam pojechał i trafił zupełnie z czapy na LARPa wiem, że orgowie dopuścili wszystkie samoróbki po sprawdzeniu średnicy gąbki... i po przejechaniu każdego "grotu" wykrywaczem metalu. Wypożyczenie wykrywacza kosztowało ich chyba równowartość 100 zł, nie wiem ile to jest dokładnie 25 €. A sprawdzali tak też wszystkie bezpieczniaki. Proste? No jak dla mnie rewelacja.

      Glif

      Usuń
    2. To jest jakiś pomysł, ale moim zdaniem niekoniecznie wystarczający. Są rozwiązania niemetalowe, które mogą być niebezpieczne - np bambus w broni bezpiecznej, źle zabezpieczona końcówka. W strzałach może to być moim zdaniem np użycie niskiej jakości drewna albo wysłużonej strzały, podobnie kiepskie zamocowanie pacyny.

      Cóż, jestem zwolennikiem tylko fabrycznej broni - pomimo, że jest droższa i np mniej celna w przypadku strzał, to nie chciałbym być odpowiedzialny za wyrządzenie komuś krzywdy...

      Ale naprowadziłeś mnie na pytanie: czy orgowie "ważą" łuki przed dopuszczeniem ich do larpa? Osobiście nie widziałem, waga "wędkarska" kosztuje ok 20zł, pomiar trwa minutę :)

      Usuń
    3. Ja nie twierdzę, że to rozwiązanie idealne, ale na pewno na dużo wyższym poziomie. Co do bambusa no to w przypadku strzał dość łatwo to zauważyć. Nie będę się kłócić o jakość pacyn, jaką można osiągnąć - dość powiedzieć, że na większości obozów semi-LARPowych są używane samoróbki, na moim również. Każdą pacynę testowaliśmy, a strzelanie odbywało się tylko na zasadzie uczestnicy-wolo, nigdy odwrotnie.
      "Ważenie"? Haha - good one :) Oczywiście, że nie! Jedynym LARPem na którym dowiedziałem się ile używane łuki mają naciągu był Steam&Sword. Po drugim dniu gry wyszło, że jeden z dwóch łuków miał naciąg ponad 20 kg - a dowiedziałem się o tym tylko dlatego, że jeden z LARPowców miał wagę bagażową w samochodzie - wynik wyszedł poza skalę. I nie winię tu orgów, bo tego co ludzie wyprawiali wtedy na Grodźcu nie ogarnęła by cała armia orgów - jak dla mnie zasłużyli na oklaski za to co udało im się osiągnąć. Gość ze wspomnianym łukiem miał go nie mieć, a w sumie nawet nie wiem, czy w czasie tej gry było dopuszczone używanie jakiejkolwiek broni miotającej.
      A tak niejako przy okazji - bo nie trafiłem jeszcze na nikogo kto by mógł o sprawie słyszeć - wiesz coś o używaniu kusz z bezpiecznymi bełtami na LARPach? W Hiszpanii podobno występują, więc zakładam, że ogólnie na zachodzie są, ale u nas jeszcze nie widziałem ani nie słyszałem.

      Glif

      Usuń
    4. Odnośnie bambusa to mówiłem o broni bezpiecznej, o bambusie jako rdzeniu - tego nie widać niestety.

      Wzięcie 20 kilogramowego łuku na larpa? Doskonały pomysł :> Czytałem na jednej stronie, że wg ustaleń myśliwych już z 20 kg można polować na nieduże jelenie...

      Widziałem dwie kusze w użyciu - jedną pełnowymiarową, dużą i solidną drewnianą kuszę, o naciągu około 8-10kg, z przygotowanymi pacynami. Była użyta podczas larpów w Wiosce Fantasy, sprawdzała się świetnie. Drugą kuszą jaką widziałem - chociaż nie do końca można kuszą nazwać urządzenie z cięciwą zrobioną z żyłki - była "kusza pistoletowa" wykonana na bazie drewnianej zabawki dla dzieci jaką można kupić na różnych jarmarkach. Po zobaczeniu sam zrobiłem sobie taką kuszę, zabarwiłem ją na ciemny kolor, polakierowałem, dorobiłem skórzaną kaburę do pasa i przygotowałem pacynki. Naciąg tej kuszy to około 0,5 - 1 kg, zasięg pacyny to około 5m. Fajnie się z niej strzela tylko niestety gracz może nie poczuć trafienia jeśli go nie widzi. Kusze natomiast oceniam jako dość bezpieczną z racji na niską prędkość pacyny.

      Usuń
    5. Dopiero teraz sobie przypomniałem, że gdzieś po zakładkach miałem zapisaną jedną zagraniczną zbrojownię LARPową... no i proszę. Są. Kusze jak się patrzy.
      darkknightarmoury.com/p-16155-landsknecht-larp-crossbow.aspx
      darkknightarmoury.com/p-16158-mini-pistol-larp-crossbow.aspx
      Naprawdę aż KUSI, żeby coś takiego przenieś do nas. Tym bardziej, że co jak co, ale to KUSZA była karabinem średniowiecza, a więc realiów, w których toczy się większość polskich LARPów.

      ~Glif

      Usuń
  2. ...co?
    Naprawdę, no myślałem, że kto jak kto, ale ludzie jeżdżący na LARPy to akurat MAJĄ wyobraźnię. Chociaż coś widzę, że Fanta z roku na rok robi się jakaś co raz mniej godna zaufania... Niech mnie Morgana...
    Dzięki za dobry wpis - chciałem w przyszłym roku jechać na Ardę sam, ale widzę, że to chyba raczej kiepski pomysł. Fajnie, że nareszcie coś wrzuciłeś, bo po tych 3 miesiącach to już uznałem, że porzuciłeś bloga.

    pzdr.
    Glif

    OdpowiedzUsuń
  3. O. Też słyszałam o grotach pod pacynami na Fancie. I o reakcji GMów.
    Sama w tym roku strzelałam i zapewniam, że strzały samoróbki były dokładnie sprawdzane (nawet rozbieranie samoróbkowych pacyn).
    Szkoda tylko, że gracze nie patrzą pod nogi i depczą po strzałach :(

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym roku na fancie to ja zajmowałem się homologacją broni i pancerzy. Około 20-30 strzał przeszło przez moje stanowisko, gdzie sprawdzałem średnicę pacyny oraz jej wypełnienie. Mimo tego, że mamy kilka miesięcy po fancie - nie przypominam sobie, bym dopuścił do gry pacyny ze zdjęcia (samoróbki z lotkami i obsadkami). Ponadto patrząc po zdjęciach, prawdopodobnie zostałyby one cofnięte do poprawy zważając na ich średnicę. To wszystko oznaczałoby, że taka pacynka jest jedynie samowolką gracza, który postanowił olać kwestie homologacyjne. Nie wiem tylko co Glif miał na myśli, mówiąc o tym, że z roku na rok ta impreza jest coraz mniej godna zaufania - chodzi Ci o zwiększające się olewcze podejście graczy?
    Sławek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem okazji być na Fancie i to co piszę znam z relacji dobrego znajomego (jest wielkim fanem Fanty i opowiadał o tym z prawdziwą niechęcią).
      Co Glif miał na myśli? Przyjeżdżają na Fantę bezmózgi, które potrafią komuś przywalić znaleźnym, drewnianym mieczem "bo tak, bo mnie wkur...". O dziwnych przygodach z orgami, którzy wychodzą do graczy z tekstami w stylu "wy tu w ogóle nie jesteście potrzebni" odnosząc się do ich gry i obecności na LARPie. Co więcej po takich akcjach nie ma właściwie żadnych konsekwencji - gościowi który bił drewnianym miecze ten miecz odebrano, ale on sam powinien był wylecieć na zbity ryj. A org, który walnął takim tekstem ma się dobrze, w przyszłym roku też chce być orgiem... chociaż powinien dostać chyba jakąś robótkę motywującą do bycia milszym dla bliźnich. Ja mu życzę jak najlepiej, bo gościa znam i nawet lubię, więc no...

      Glif

      Usuń